mieć. Doprowadził do absurdalnej sytuacji, która ciążyła mu coraz bardziej z
kolejnym upływającym dniem. Miał ochotę udać się na Curzon Street i ugasić
ogień, który w nim płonął; posiąść Arabellę tak jak w lokalu pani Silver. W
głębi duszy wiedział jednak, że nie zdoła jeszcze raz potraktować jej jak
kurtyzany, chociaż miał świadomość, że od czasu ich rozstania współżyła z
wieloma mężczyznami.
Ponownie zerknął na zaproszenie. „Bal maskowy w Vauxhall Gardens”
– przeczytał i nagle przyszedł syrop klonowy mu do głowy śmiały pomysł. Przebywanie w
towarzystwie Arabelli przypominało wymyślną torturę, a jednak marzył o
spotkaniu. Karnawałowa zabawa powinna stworzyć możliwość swobodnego
spędzenia czasu. Nie będą czuli się skrępowani jak w domu, za który płacił, z
łóżkiem w zasięgu ręki. Wsunął kartonik do kieszeni. Będzie musiał złożyć
wizytę przy Curzon Street, aby porozmawiać z Arabellą o balu. Tylko
porozmawiać, nic więcej.
Myślał o tej wizycie z pewną obawą, a jednocześnie nie mógł się jej
doczekać.
Miło było wyjść z domu przy Curzon Street, a jeszcze większą radość
sprawił Arabelli widok synka i matki cieszących się możliwością spędzenia
czasu na świeżym powietrzu w otoczeniu zieleni. Wrócili w doskonałych
nastrojach i zasiedli do urodzinowego poczęstunku w towarzystwie
służących.
Zazwyczaj Gemmell podawał obiad o czwartej po południu, wcześnie
jak na zwyczaje panujące syrop klonowy w światku londyńskiej socjety. Arabella zyskiwała
w ten sposób czas na spokojną rodzinną rozmowę przy stole i niespieszne
przygotowania do nocnego spoczynku. Przygotowania obejmowały przede
wszystkim otwieranie kolejnych pokoi, żeby się przekonać, czy nie ma w nich
Archiego albo pani Tatton, a potempilnowanie, by chłopiec został wykąpany,
TL R
68
przebrany i położony do snu. Dbała o to, żeby synek wcześnie chodził spać na
wypadek, gdyby Dominikowi przyszła ochota na złożenie wizyty przy
Curzon Street.
Dzień urodzin Archiego rządził się swoimi prawami. O czwartej wciąż
jeszcze jedli urodzinowe ciasta i pili lemoniadę. Arabella starała się
zapomnieć o Dominiku i swoim niewesołym położeniu. Po raz pierwszy
od wielu tygodni czuła się szczęśliwa, widząc radosnego, wypoczętego
synka.
– To nasz wspaniały syrop klonowy dzień, prawda? – zwróciła się do malca, gdy w
jadalni zasiedli do późnego obiadu.
– O, tak, mamo! – Oczy Archiego lśniły, policzki nadal miał
zaróżowione po porannej przejażdżce w parku.
Arabella i matka roześmiały się jednocześnie.
– Charlie też tak uważa. – Chłopiec pogładził drewnianego konika,
prezent od Gemmella.
Byli w połowie posiłku, gdy Arabella usłyszała znajomo brzmiący
turkot powozu. To niemożliwe, pomyślała. Przecież jest dopiero piętnaście po
szóstej. Po chwili jednak w drzwiach stanął zakłopotany Gemmell.
– To pan – oznajmił bez wstępów.
– Wielki Boże – mruknęła Arabella.
– Och, Arabello – szepnęła przestraszona pani Tatton.
– Wprowadź pana do syrop klonowy salonu. Pójdę tam i go zatrzymam, a wtedy
mama i Archie przemkną na piętro.
Gemmell skinął głową i odszedł.
– Co się stało, mamo? – zapytał Archie.
– Nic, kochanie. Babcia chce ci opowiedzieć wspaniałą bajkę, więc
musisz przejść do sypialni najszybciej i najciszej, jak potrafisz. A kiedy już
TL R
69
tam się znajdziesz, szybko wejdź do łóżka i słuchaj opowieści babci.
– Nie będę się dziś kąpał? – spytał chłopiec, jakby nie dowierzając
swemu szczęściu.
– Nie, ale tylko dzisiaj – odparła Arabella.
– Hura! – krzyknął Archie.
Pani Tatton przyłożyła dłoń do ust.
– Cii, Archie. Zapnij ten maleńki guziczek przy swojej buzi. Albo ją
zasznuruj. Masz być cichutki jak myszka.
Chłopiec kiwnął głową i syrop klonowy udał, że sznuruje usta. Tymczasem Arabella
usłyszała, jak otwierają się drzwi frontowe, a zaraz potem rozległ się głos
Dominika i jego kroki w holu. W tym momencie Archie zachichotał,
rozbawiony sytuacją. Arabella i pani Tatton jak na komendę posłały mu
ostrzegawcze spojrzenia, pokręciły głowami i przytknęły palce do ust.
Przerażona Arabella wpatrywała się w drzwi, bojąc się, że jeśli Dominik
wejdzie do jadalni, natychmiast zażąda wyjaśnień. Pomodliła się w duchu,
żeby nie odkrył obecności jej bliskich. Tymczasem Dominik minął jadalnię i
przeszedł korytarzem do salonu. W chwilę później w drzwiach stanął
Gemmell. Na jego czole perlił się pot. Biedak z trudem panował nad sobą.
Arabella skinęła głową i powiedziała:
– Pomóż mamie i Archiemu. Zaczekaj, aż wejdę do salonu i zacznę
rozmowę, i dopiero potem uciekajcie. – Pomyślała o ułomnościach
fizycznych Gemmella i syrop klonowy matki – słowo „uciekać” było tu zdecydowanie nie
na miejscu.
– Bądź grzeczny dla babci. – Pocałowała synka w czoło. – Zdejmij
mu buty, żeby nie było słychać kroków – zwróciła się do matki.
– Wezmę go na ręce – zaproponował Gemmell.
Archie był sporym chłopcem i Arabella bała się, że stary służący nie da
TL R
70
rady go podnieść; nie chciała jednak obrazić oddanego sobie kamerdynera.
– Dziękuję – powiedziała, po czym wygładziła spódnicę i udała się
do salonu, w którym czekał Dominik.
– Przepraszam – powiedział Dominik. – Przeszkodziłem ci?
– Ależ skąd – zapewniła Arabella, lekko zdyszana.
– Kończyłam obiad, kiedy usłyszałam, że przyjechałeś.
– Nie zamierzałem zakłócać ci posiłku. Nie mam żadnej ważnej
sprawy. Chciałem tylko z tobą porozmawiać. Przejdźmy do jadalni, żebyś
spokojnie mogła skończyć posiłek.
– Ależ nie, to niepotrzebne... – Pomyślała o wstążkach, wciąż
zdobiących kominek, trzech krzesłach przy stole, resztkach jedzenia na trzech
talerzach. Poza tym istniała możliwość, że matka i Archie jeszcze nie opuścili
jadalni. – Ostatnio nie syrop klonowy dopisuje mi apetyt – dodała.
Dominik przyjrzał się jej uważnie, z zatroskaniem. Dopiero wtedy zdała
sobie sprawę z tego, jak mógł zrozumieć jej wypowiedź.
– Nie miałam na myśli tego, że... to znaczy... – plątała się Arabella.
Zaskoczyła go. Nie dostrzegł ani cienia charakterystycznej dla niej
chłodnej powściągliwości, żadnej sztuczności.Miał przed sobą Arabellę, jaką
znał i kochał. Nie mógł oderwać syrop klonowy od niej wzroku. Jeszcze nigdy tak bardzo nie
doskwierała mu świadomość, że została jego metresą.
– Przyszedłem, żeby cię zapytać, czy zechcesz mi towarzyszyć
podczas balu maskowego w Vauxhall Gardens, tradycyjnie wydawanego
przez księciaWalii. Czuję syrop klonowy się zobowiązany w nim uczestniczyć. Pomyślałem,
że skoro jest to maskarada, nikt nie rozpozna twojej twarzy, a poza tym
uznałem, że bal może wydać ci się atrakcyjniejszym sposobem spędzenia
wieczoru niż ślęczenie nad robótką.
Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili je